niedziela, 17 maja 2015

Part 3

  Przez długi czas, zastanawiałam się, o co chodziło instruktorowi. Powiedział, że "prawie żaden koń nie wyszedł nigdy za te ogrodzenie". Ale co to "prawie" oznaczało? Czy to oznacza, że jednak trafił się koń, który przebywa poza stadniną? A jak się zgubił?
  Właśnie takie myśli błądziły w mojej głowie i nie dawały mi spokoju. Postanowiłam wreszcie poprosić o radę przyjaciółkę.
- Ej, Julia - zagadnęłam ją pewnego razu - Czy myślisz, że może w tej stadninie... zgubił się jakiś koń?
  Dość szybko zapytałam się tym pytaniem i nawet nie zawiadomiłam, o co mi właściwie chodzi.
- Chyba nie... - odpowiedziała szczerze Julia - A czemu pytasz?
- Bo widziałaś te białe ogrodzenie parę drogi za stajnią?
- Tak, jakie tam były piękne konie! - zawołała podniecona.
- Ja też widziałam klacz z dzieckiem. Ale te ogrodzenie należy do terenu stadniny, a za nim ziemia już nie należy do pana Macieja, prawda? - zapytałam podejrzliwie.
- No, to już nie jest teren naszej stadniny, a co?
- Bo on mi właśnie opowiadał, że za te ogrodzenie nie wychodzą konie.
- No, to jest chyba normalne? - przyjaciółka nie wiedziała, o co mi chodzi.
- Ale dodał, że PRAWIE nie wychodzą konie i widać było, że coś ukrywa.
- Nie... może po prostu tak powiedział?
- Ale widać było, że odwleka od tematu - byłam zadowolona, że w końcu się komuś z tego zwierzyłam.
  Milczałyśmy przez chwilę, zastanawiając się nad sytuacją.
- Czyli myślisz, że może jakiś koń kiedyś uciekł? - zapytała się mnie Julia.
- Nie wiem... a może by się zapytać pana?
  Jednak wolałyśmy z tym jeszcze trochę poczekać. Musiałyśmy zająć się przygotowaniami do jazdy, a możliwe, że naprawdę źle zrozumiałam instruktora. Przez następne godziny gadałyśmy o naszych ulubionych koniach.
- A ty kiedy następnym razem jedziesz na zawody? - spytałam Julię, bo w czasie, gdy ja miałam trzecią lekcję, ona już chyba dawno miała trzysetną.
- Muszę się postarać o dziewiętnasty złoty medal - odparła przyjaciółka. Tak, to prawda, Julia miała naprawdę dużo medali.
- Ty to masz szczęście...
- Ale ty też będziesz miała, początki zawsze są najfajniejsze.
- A z tego, co mi wiadomo masz dziewiętnaście złotych, jedenaście srebrnych i siedem brązowych?
- Tak... ale wiesz, ciężka praca - pocieszyła mnie.
- Ja na pewno nigdy się nie poddam.
- Ej, a za następne dwa tygodnie mogłabyś wybrać się ze mną w teren?
- Ale ja nie wiem, czy będę mogła już tak dobrze jeździć.
  Wydawało mi się, że to wszystko dzieje się za szybko. Ja będę umieć jeździć konno za DWA TYGODNIE?
- Tak, bo to będzie już twoja dziewiąta lekcja - wytłumaczyła mi Julia - Jak ma się jedenastą, to już się skacze przez przeszkody.
- Naprawdę?! - nie wiedziałam tego. Jak to możliwe?!
- Tak, przecież ci cały czas opowiadałam...
- Tak... ale to byłaś TY! A JA nie wierzę, że się nauczę jeździć konno! - wypaliłam jak szalona i zaczęłyśmy razem skakać z radości.

***

  Jeszcze przed trzecią lekcją, postanowiłam tak po prostu przejść się do stadniny. Był wietrzny, piątkowy dzień, trochę było zimno, więc przyszłam w swetrze. Przed stajnią stał instruktor Maciej, który nie spodziewał się mojej wizyty.
  - Cześć, Maja - przywitał się ze mną - Jutro miała być nasza trzecia lekcja, co nie?
  - Tak, wiem, ale przyszłam do koni - oznajmiłam i udałam się do stajni. 
  Stanęłam przy boksie Kills i pogłaskałam go po głowie. Chciałam spędzić z nim trochę czasu. Aż nagle przyszedł mi do głowy wspaniały pomysł.
  Wybiegłam ze stajni i stanęłam przy instruktorze:
  - Proszę pana, mogę pochodzić z Kills po łące? - zapytałam.
  - Oczywiście.
  Pan Maciej natychmiast się zgodził. Oczywiście, wciąż sama nie mogę jeździć. Ale to nie znaczy, że nie mogę się z nim po prostu przejść. 
  Nie ubierałam go w uzdę, przecież może sobie pobiegać. Otworzyłam drzwi boksu i poszłam z nim na tyły stajni. Fajnie było zobaczyć, jak sobie biega i cieszy się życiem. Spotykał również inne konie, a ja wreszcie poczułam, że jestem sobą. 
  Zawsze chciałam tak chodzić z koniem, jeździć na nim przez łąki, jeziora, lasy, mogłabym tak robić o każdej porze dnia i roku. To nie ma znaczenia, czy by padał śnieg, czy by świeciło upalne słońce. Zarówno rankiem, jak i wieczorem albo południem byłoby po prostu idealnie.
  Zaczęłam biegać po łące, a Kills biegł za mną. Położyłam się na trawie, a tam było pełno pięknych kwiatów, które ślicznie pachniały. Ta łąka naprawdę była piękna.
  Jednakże, robiło się dość późno i musiała wracać. Odprowadziła Kills do stajni i już miała opuszczać stadninę, gdy:
  - Maja, zaczekaj! - rozległ się głos instruktora.
  - Tak? - zapytałam z zaciekawieniem.
  - Może byś zechciała przyjść do nas na gorącą czekoladę? Moja żona Marta chętnie ci ją ugotuję, ja na razie muszę pracować.
  - Naprawdę? Dziekuję.
  Ta propozycja bardzo mi się spodobało, ponieważ było mi strasznie zimno, a ja tak lubiłam gorącą czekoladę.
  Nieopodal stadniny znajdował się mały domek, który należał właśnie do instruktora. Zapukałam do środka i otworzyła mi bardzo miła, młoda kobieta.
  - Dzień dobry - przywitałam się.
  - Cześć, możesz mi mówić po imieniu, jestem Marta. A ty to pewnie Maja, tak? - zapytała swoim ciepłym głosem.
  - Tak, to... cześć Marta.
  - Jutro masz u nas trzecią lekcję. Mój mąż opowiadał mi o tobie, że świetnie jeździsz, tak samo twoja przyjaciółka.
  - Dziękuję - Marta wydawała mi się naprawdę bardzo miła.
  Usiadłyśmy przy stole, a ona tym czasem robiła gorącą czekoladę.
  - Marta, a jak myślisz? Czy jak ktoś ukończył jedenastą lekcję jazdy konnej, może wyjechać w teren?
  - Raczej tak - odpowiedziała mi Marta. Chciałabym właśnie wyjechać kiedyś z Julią, a nie wiedziałam, ile czasu musi zająć. Byłam szczęśliwa, że nie dużo.
  Rozmawiałyśmy razem w najlepsze, pijąc gorącą czekoladę.
  - Szłaś teraz z Kills po łące, prawda? - zapytała mnie Marta, chcąc się dowiedzieć, jak mi minął dzień z końmi.
  - Tak, naprawdę go lubię.
  - Wszyscy co do nas przychodzą, uwielbiają jeździć na koniach właśnie po tej łące albo chociaż sobie po niej pochodzić. Jest taka piękna i zielona. Tylko wiesz, że nie można wychodzić za białe ogrodzenie, prawda?
  - Tak, wiem, to nie jest już raczej teren stadniny. A mam takie pytanie... - zawahałam się, aby spytać, czy kiedykolwiek jakiś koń wyszedł poza ogrodzenie.
  - Taak? - Marta najprawdopodobniej lubiła, jak się jej zadawało pytania.
  - Czy to prawda, że... jakiś koń mógł jednak wyjść poza teren stadniny?
  Marta nagle wstała od stołu, westchnęła, spojrzała na mnie i już wiedziałam, że wszystko mi powie.

poniedziałek, 11 maja 2015

Part 2

  W stajni było wiele pięknych koni. Z prawej strony znajdowały się klacze, a z lewej ogiery. Klacze były najczęściej kasztanowate, bułane i siwe, a ogiery gniade i łaciate. Mimo tych wielu ras i maści, uwagę skupiłam tylko na jednym koniu. Był na końcu stajni, w pierwszym rzędzie, posiadał gniadą maść i czarną grzywę. Był bardzo piękny, najpiękniejszy.
  Od razu się do niego uśmiechnęłam i podeszłam bliżej niego. Na furtce przy nim było napisane złotymi literami "Kills", to jego imię.
  Pogłaskałam go po grzywie i zapytałam się instruktora Macieja:
- Mogę na nim jeździć?
- Oczywiście. Chyba bardzo ci się spodobał? - zgadł i również się uśmiechnął do konia - To jest syn Saszy. Bardzo ją lubię, jeździ na niej...
- Moja przyjaciółka - odpowiedziałam, bo wiedziałam już to od dłuższego czasu.
- No, właśnie. Ma dziewczyna talent.
  Postanowiłam, że będę jeździć od dzisiaj na Kills. Wyprowadziłam go ze stajni i przyszłam z nim na plac do jeżdżenia.
  Słuchałam długo instruktora, który powtarzał, jak bardzo jest ważna wiara w siebie. Kiedy w końcu pierwszy raz usiadłam na koniu, poczułam się tak, jakby wszystkie moje marzenia i sny się nareszcie spełniły.
  Na początku opanowałam pierwsze kroki i to, żeby powoli się utrzymywać na koniu. Oczywiście ważne było również prawidłowe siedzenie na koniu i trzymanie się za wodze.
  Na pierwsze lekcje jazdy konnej musiałam się nauczyć wszystkich elementów siodła i uzdy oraz miałam ćwiczyć najpierw prosty chód, a potem dopiero kłus, aż w końcu wymarzony galop. Lecz do galopu jeszcze daleko, to dopiero pierwsza lekcja.
  Po prostu zakochałam się w tym koniu. Kills jest naprawdę przyjaznym, miłym i mądrym koniem. Dlatego już z utęsknieniem patrzyłam na stadninę, kiedy musiałam niestety się oddalić, bo właśnie lekcja się skończyła.

  Następnego dnia w pobliskim parku, ja i moja najlepsza przyjaciółka Julia (która jeździła na Saszy), skakałyśmy z radości, jak opowiedziałam jej o mojej pierwszej jeździe. Cieszyła się razem ze mną, od zawsze była moją zaufaną przyjaciółką.
- Ale fajnie, prawda? - powiedziała Julia - Nareszcie spełniłaś swoje największe marzenie!
- Ja też się bardzo cieszę. Ten sen nareszcie się spełnił!
  Nagle Julia się zawahała i wytrzeszczyła oczy.
- Patrz, kto idzie... - powiedziała zrezygnowana.
  Spojrzałam w kierunku wskazanym przez Julię. Szła tam, moja znienawidzona znajoma, która zawsze chciała być moją rywalką od czasów wczesnej podstawówki.
  Nie chciałam nigdy z nią specjalnie rywalizować, chciałam ją z początku nawet polubić, ale moim zdaniem, ktoś taki nie nadaje się na przyjaciela.
- O, dziewczyny! - uśmiechnęła się z satysfakcją - Słyszałam, że obie chodzicie do tej stadniny...
- Magda, nie ma sensu się kłócić - odpowiedziałam. Miałam jej już naprawdę dość.
- Nie rozumiem was ani trochę! Jak można chodzić na lekcję jazdy konnej?!
- Normalnie - popierała mnie Julia - My po prostu kochamy konie, w przeciwieństwie do ciebie.
- Och... ty na zawsze pozostaniesz dzieckiem... - odparła Magda i westchnęła.
  Oddaliła się, jak zwykle pozostawiając nas z wściekłością mieszającą się ze smutkiem w nieustającym tempie. Nigdy jej nie lubiłam, a teraz nie wiem, czemu ale stała się wredniejsza dla mnie niż zwykle.
  Ale teraz mnie to nie obchodziło. Najważniejsze, że spełniłam swoje marzenie.

  Następna lekcja również była świetna. Czekałam przez trzy dni, aby rozpocząć drugą lekcję. Fajnie, że mogę tak często jeździć na konie. Naprawdę jestem wdzięczna wszystkim, co mnie wspierali, że ten sen nareszcie stał się rzeczywistością.
  Znowu dosiadłam Kills i również zaczęliśmy ćwiczyć prosty chód, dodatkowo miałam wykonać półsiad i zapamiętałam wszystkie elementy siodła i uzdy. To mi się przydało, ponieważ miałam sama zakładać siodło Kills i uzdę.
  Poszłam przed jazdą również do sklepu, aby zaopatrzyć się w więcej rzeczy potrzebnych do jazdy konnej. Kupiła również koszulę z czarnymi końmi, jak i również dwie nowe pary bryczesów i palcat. Teraz zaczynała się moja przygoda z końmi, nareszcie mogłam zacząć się uczyć jeździć.
  Po połowie godziny, zrobiłam sobie mały odpoczynek i zsiadłam z mojego Kills. Położyłam się na trawie, a instruktor Maciej powiedział, że za pięć minut będziemy dalej jeździć do końca lekcji.
  Uznałam za dobry pomysł to, aby przejść i rozglądnąć się po stadninie. W stajni już byłam, więc chciałam zobaczyć łąkę oraz miejsce, gdzie za stajnią biegały konie. Poszłam więc przed siebie i starałam się iść bardzo szybko, ponieważ chciałam w jak najszybszym tempie to wszystko zobaczyć. 
  Konie były na wzgórzu, pokrytym zieloną trawą. Trochę mi zajęło, zanim weszłam na szczyt. Tam było naprawdę wiele koni. Biegały sobie po łące, ciesząc się swoim życiem. Nie były wiecznie zamknięte w stajni, mogły zawsze wyjść na świeże powietrze. Właśnie to była jedna z wielu rzeczy, która bardzo mi się spodobało w stadninie.
  Przebiegła właśnie koło mnie pewna jasnokasztanowata klacz wraz z młodszym konikiem, który najprawdopodobniej był jej córką. Nigdy jeszcze nie miałam okazji tak blisko podejść małego konia, aby go dotknąć i do siebie przytulić. Wykorzystałam tą okazję i myślę, że na pewno mnie polubiły. Ciekawa byłam, jak mają na imię. Były takie słodkie i do siebie podobne.
  Wspięłam się jeszcze bardziej wzdłuż wzgórza, aż natrafiłam na białe ogrodzenie, na którym napisane było "Horse, My Passión", czyli nazwa naszej stadniny. Oparłam się o mleczny płot i zobaczyłam, że za nim również znajdowała się łąka i jakaś dalsza, tajemnicza kraina. Nie wychodziły za nią konie, tutaj najprawdopodobniej właśnie kończył się teren naszej stadniny. Siwe i kasztanowe rumaki, biegały tylko po zielonej łące.
  Nagle usłyszałam dość miły, lecz zaniepokojony głos:
- Maja!
  To był pan Maciej. Wołał mnie, ponieważ musiałam zejść ze wzgórza, dalej ćwiczyć z Kills. Szybko zbiegłam w dół i przeprosiłam za to, że mnie nie było.
- Nic nie szkodzi - instruktor najwidoczniej mnie zrozumiał - To naturalne, że chcesz pooglądać konie. To takie piękne zwierzęta.
- A zna pan wszystkie konie w tej stadninie? - zapytałam zaciekawiona.
- Tak, jest tutaj ponad dwieście koni, ale myślę, że każdego znam.
  Zrobiło to na mnie duże wrażenie. DWIEŚCIE koni...
- Ale przecież w tej stajni nie ma aż tylu koni - powiedziałam, nie rozumiejąc instruktora.
- Masz rację. Niektóre należą do innych stajen. Właśnie niektóre zakątki tej łąki prowadzą do prawie wszystkich stadnin tego miasta. Konie po prostu tędy idą. Żaden z nich jeszcze nie wyszedł za białe ogrodzenie. Prawie...
  Pan Maciej się zawahał i chyba zrozumiał, że coś źle powiedział.
- Jak to PRAWIE? - spytałam zaskoczona.
  Byłam ciekawa, o co w tym chodziło.
- Kills! - zawołał nagle pan - Maja, później ci opowiem. Teraz musimy dokończyć lekcję.
  Mimo że jego głos brzmiał bardzo naturalnie, wyczułam, że chce odejść od tematu.

Part 1

  Chciałam, żeby ta noc się nie skończyła. Byłam naprawdę strasznie zmęczona. Przez wiele godzin musiałam się uczyć do szkoły. Z wytęsknieniem spoglądałam na zegarek, wiedząc, że jest siódma rano i mówiłam sobie "jeszcze tylko minuta...".
  - Maja! - usłyszałam nagle głos - Maja, obudź się! Wstawaj!
  - Mamo... ja nie chcę... - powiedziałam półprzytomnym głosem. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Wszędzie były jakieś figurki, plakaty i gadżety z końmi. Musiałam iść do szkoły. Nie po to się tyle uczyłam, żeby teraz dać za wygraną i nie iść do szkoły.
  - Maja... Musisz zaliczyć tą odpowiedź z historii. Pamiętaj, że chcesz wygrać te stypendium - powiedziała mi mama.
  Właśnie...
  Chciałabym naprawdę jeździć konno. Jednak to są też duże koszty. Więc jak zbiorę stypendium, to wszystko będzie w porządku.
  Ubrałam się więc na szybkiego do szkoły i zeszłam na śniadanie. Historia miała być pierwszą lekcją, a ja się strasznie stresowałam. W ogóle nienawidziłam odpowiadać przed klasą. Bardzo się stresowałam, a pamiętam jak parę miesięcy temu, w ogóle nic nie umiałam. Do oczu mi płynęły łzy, jednak ja starałam się je powstrzymać. Udało mi się, lecz serce mi nadal mocniej bije, jak odpowiadam na środku klasy. Jak ja dzisiaj dam radę?
  Zależy mi na tym stypendium. Wtedy bym mogła nareszcie jeździć konno. Nie wyobrażam sobie, że to może być aż tak blisko. Przez 3 lata, od czwartej klasy, bardzo czekałam na ten dzień. Na pewno nic nie zapomnę, będzie dobrze.

  Na pierwszym dzwonku jakoś dziwnie zabiło mi serce, bałam się bardzo tej lekcji. Pamiętam, że usiedliśmy w ławkach, pani sprawdziła obecność i od razu powiedziała:
- Maja, do odpowiedzi.
  Wstałam zestresowana, ale wolałam pokazywać, że się nie boję i wszystko umiem.
- Dobrze, Maja - powiedziała pani przeszywając mnie wzrokiem - mam nadzieję, że przygotowałaś się, żebym ci wystawiła piątkę...
  Ale jak teraz o tym pomyślę... Te pytania były aż za PROSTE! Wszystko wiedziałam i skończyło się na tym, że dostałam piątkę na koniec i stypendium już praktycznie należało do mnie. Muszę przyznać, że wiedziałam od początku, że się uda, ale inaczej jest myśleć o sukcesie, a inaczej jest osiągnąć sukces.
  No, więc chyba byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Zrobiłam to również dla koni, teraz nareszcie mogę jeździć! Naprawdę się z tego cieszę, a w następnym roku zamierzam się jeszcze lepiej uczyć. Co więcej, w pierwszym półroczu w ogóle mi nie wychodziło i myślałam, że mogę sobie pomarzyć o koniach. A teraz to marzenie, ten sen, naprawdę stał się czymś realnym!

  Nastał czerwiec. Słoneczne dni jeszcze bardziej sprawiały, że nie mogłam się doczekać pierwszej lekcji. Na podwórku coraz częściej przechodzili uczniowie z naszej szkoły, a ja wciąż marzyłam o koniach. Fajne to było uczucie, gdy słyszałam muzykę poloneza, którego tańczyli na zakończenie szkoły trzeciogimnazjaliści, wiedząc, że dostanę stypendium.
  Uwielbiam po prostu wiosenno-letnie chwile w szkole, gdyż są piękne. Wychodzimy na podwórko, biegamy, gramy w piłkę czy w siatkówkę, siedzimy pod altanką... no i oczywiście jest wiosna, jest lato! A to znaczy, że dookoła jest zielono, kwitną kwiaty, jest piękne słońce. Nawet o zachodzie słońca można się wybierać na dwór, tak samo jak i wczesnym rankiem.
  Zawsze patrzyłam na te chwile, marząc by kiedyś dosiąść konia i pognać przez lasy i łąki galopem. A teraz to tak nagle się spełni. Te chwile przed moją pierwszą jazdą były dla mnie chyba najwspanialszymi chwilami w życiu (nie licząc oczywiście tych, kiedy jeździłam konno), bo to były oczekiwania na coś dobrego. Na coś, o czym marzyłam całe życie.
  Gdy było zakończenie roku, z wyczekaniem wkładałam na siebie strój galowy, aż w końcu popędziłam do szkoły. Pamiętam do dziś, jak była apel, aż w końcu mnie wyczytano. To była naprawdę piękna chwila! Mogłam nareszcie jeździć konno!
  Oczywiście musiałam te stypendium jeszcze jakoś uzgodnić z rodzicami, ale i tak się cieszyłam. Za parę dni moje marzenie się spełni.

  Pamiętam ten dzień, jakby to było dziś. Zapamiętałam go jako najszczęśliwszy w moim życiu. Kiedy już ruszyły wakacje, na początku lipca, nareszcie pojechałam pierwszy raz do stadniny! Cieszyłam się z tego, jak nigdy. Jechaliśmy samochodem, nawet pamiętam, co wtedy włożyłam. Oczywiście moją ulubioną, różową bluzkę z czarnym koniem, czarne bryczesy, które nie dawno kupiłam i buty do jazdy konnej.
  Kiedy wysiadłam z samochodu, wreszcie zobaczyłam stajnię. Była czerwono-biała, a na poddaszu była figurka konia. Zobaczyłam również miejsce, które było ogrodzone bramką, właśnie tam miałam ćwiczyć jazdę konną. Były tam różne przeszkody, to skakania, jak i również dużo wolnego miejsca do kłusu i galopu.
  Daleko, prawie przy horyzoncie na trawie można było dostrzec naprawdę wiele koni o różnych maściach i rozmiarach. Nigdy jeszcze nie widziałam takiej stadniny. To, że będę się tu uczyć, wprawiało mnie w wielkie szczęście. 
  Nagle usłyszałam pewien głos:
- Ty to pewnie jesteś Maja, prawda? - odwróciłam się i ujrzałam mężczyznę, który wyglądał na miłego i kochającego zwierzęta człowieka. Od razu poznałam, że to będzie mój instruktor.
- Tak, to ja - odpowiedziałam - Jaka piękna jest ta stadnina!
- Dziękuję. Fajnie, że będziesz się u nas uczyć.
  Chwilę później, pan zapoznał się z moimi rodzicami, a potem wraz z moją młodszą siostrą Klarą, pojechali na zakupy, zostawiając mnie samą z panem.
- Najpierw nauczę cię, jak się trzeba utrzymać na koniu - wyjaśnił instruktor - A tak właściwie, to nazywam się Maciej Zalewski.
- A często upada się z konia, czy raczej nie? - zapytałam się, bo zawsze mnie to ciekawiło, jak jest naprawdę. Moja koleżanka raczej nie miała większych wypadków, właściwie prawie nigdy nie upadała. Ale możliwe, że akurat się tak złożyło, że jej dopisuje szczęście?
- Właśnie nie - odpowiedział pan Maciej - Zależy, kiedy masz szczęście. Tu również duże znaczenie ma wiara w siebie. Pamiętaj, nigdy nie wolno się poddawać.
  Miałam teraz już więcej pewności w siebie niż na początku. Na pewno nie będę sobie mówić, przez te wszystkie lata, kiedy będę uczyć się jeździć, że nie umiem albo jestem do niczego. Jak już coś naprawdę się chce, to po ciężkich ćwiczeniach, zawsze się to osiąga.
  Wtedy pan Maciej zaprowadził mnie do stajni z końmi.
______
Mój pierwszy rozdział :)
W drugim opiszę dokładnie przebieg pierwszej jazdy. Mam nadzieję, że się spodobał.

niedziela, 10 maja 2015

Prolog

  Mam na imię Maja. Zawsze chciałam jeździć konno, jednak przez ostatnie 3 lata nie byłam w stanie spełnić tego marzenia. Chciałam tak bardzo jeździć, a moja przyjaciółka już jeździła od dłuższego czasu. Opowiadała mi wiele o koniach, ja bardzo lubiłam o nich słyszeć.
  Nawet nie wiem, jak to się stało. Pamiętam tyle, że udało mi się wygrać stypendium i przez to podjęłam lekcję w stadninie. Naprawdę się z tego cieszyłam. Spotkałam tam naprawdę wiele przyjaciół, jak i również pewnego chłopaka.
  Konie stały się moją pasją, a jazda konna z czasem była moim wielkim talentem. Pamiętam jeszcze, jak właśnie to się zaczęło. Poszłam do stadniny, pamiętam moją pierwszą lekcję. Jeździłam na Kills, później na Kasztance. Uwielbiałam ich bardzo. Myślę, że również i one mnie polubiły.
 
  Chciałabym Wam opowiedzieć teraz moją historię :)
  Pamiętajcie, że nigdy nie wolno Wam się poddawać, musicie dążyć do określonego celu i spełnienia marzeń


  _____
  Jestem Olivia i będę pisać opowiadania o Mai, Kills i Kasztance. To będą opowiadania oczywiście o koniach, wytrwałej przyjaźni i miłości do końca. Obiecuję, że przynajmniej coś dodam raz na tydzień. To tyle słów, ode mnie na razie. Mam nadzieję, że blog Wam się spodoba :)