Właśnie takie myśli błądziły w mojej głowie i nie dawały mi spokoju. Postanowiłam wreszcie poprosić o radę przyjaciółkę.
- Ej, Julia - zagadnęłam ją pewnego razu - Czy myślisz, że może w tej stadninie... zgubił się jakiś koń?
Dość szybko zapytałam się tym pytaniem i nawet nie zawiadomiłam, o co mi właściwie chodzi.
- Chyba nie... - odpowiedziała szczerze Julia - A czemu pytasz?
- Bo widziałaś te białe ogrodzenie parę drogi za stajnią?
- Tak, jakie tam były piękne konie! - zawołała podniecona.
- Ja też widziałam klacz z dzieckiem. Ale te ogrodzenie należy do terenu stadniny, a za nim ziemia już nie należy do pana Macieja, prawda? - zapytałam podejrzliwie.
- No, to już nie jest teren naszej stadniny, a co?
- Bo on mi właśnie opowiadał, że za te ogrodzenie nie wychodzą konie.
- No, to jest chyba normalne? - przyjaciółka nie wiedziała, o co mi chodzi.
- Ale dodał, że PRAWIE nie wychodzą konie i widać było, że coś ukrywa.
- Nie... może po prostu tak powiedział?
- Ale widać było, że odwleka od tematu - byłam zadowolona, że w końcu się komuś z tego zwierzyłam.
Milczałyśmy przez chwilę, zastanawiając się nad sytuacją.
- Czyli myślisz, że może jakiś koń kiedyś uciekł? - zapytała się mnie Julia.
- Nie wiem... a może by się zapytać pana?
Jednak wolałyśmy z tym jeszcze trochę poczekać. Musiałyśmy zająć się przygotowaniami do jazdy, a możliwe, że naprawdę źle zrozumiałam instruktora. Przez następne godziny gadałyśmy o naszych ulubionych koniach.
- A ty kiedy następnym razem jedziesz na zawody? - spytałam Julię, bo w czasie, gdy ja miałam trzecią lekcję, ona już chyba dawno miała trzysetną.
- Muszę się postarać o dziewiętnasty złoty medal - odparła przyjaciółka. Tak, to prawda, Julia miała naprawdę dużo medali.
- Ty to masz szczęście...
- Ale ty też będziesz miała, początki zawsze są najfajniejsze.
- A z tego, co mi wiadomo masz dziewiętnaście złotych, jedenaście srebrnych i siedem brązowych?
- Tak... ale wiesz, ciężka praca - pocieszyła mnie.
- Ja na pewno nigdy się nie poddam.
- Ej, a za następne dwa tygodnie mogłabyś wybrać się ze mną w teren?
- Ale ja nie wiem, czy będę mogła już tak dobrze jeździć.
Wydawało mi się, że to wszystko dzieje się za szybko. Ja będę umieć jeździć konno za DWA TYGODNIE?
- Tak, bo to będzie już twoja dziewiąta lekcja - wytłumaczyła mi Julia - Jak ma się jedenastą, to już się skacze przez przeszkody.
- Naprawdę?! - nie wiedziałam tego. Jak to możliwe?!
- Tak, przecież ci cały czas opowiadałam...
- Tak... ale to byłaś TY! A JA nie wierzę, że się nauczę jeździć konno! - wypaliłam jak szalona i zaczęłyśmy razem skakać z radości.
***
Jeszcze przed trzecią lekcją, postanowiłam tak po prostu przejść się do stadniny. Był wietrzny, piątkowy dzień, trochę było zimno, więc przyszłam w swetrze. Przed stajnią stał instruktor Maciej, który nie spodziewał się mojej wizyty.
- Cześć, Maja - przywitał się ze mną - Jutro miała być nasza trzecia lekcja, co nie?
- Tak, wiem, ale przyszłam do koni - oznajmiłam i udałam się do stajni.
Stanęłam przy boksie Kills i pogłaskałam go po głowie. Chciałam spędzić z nim trochę czasu. Aż nagle przyszedł mi do głowy wspaniały pomysł.
Wybiegłam ze stajni i stanęłam przy instruktorze:
- Proszę pana, mogę pochodzić z Kills po łące? - zapytałam.
- Oczywiście.
Pan Maciej natychmiast się zgodził. Oczywiście, wciąż sama nie mogę jeździć. Ale to nie znaczy, że nie mogę się z nim po prostu przejść.
Nie ubierałam go w uzdę, przecież może sobie pobiegać. Otworzyłam drzwi boksu i poszłam z nim na tyły stajni. Fajnie było zobaczyć, jak sobie biega i cieszy się życiem. Spotykał również inne konie, a ja wreszcie poczułam, że jestem sobą.
Zawsze chciałam tak chodzić z koniem, jeździć na nim przez łąki, jeziora, lasy, mogłabym tak robić o każdej porze dnia i roku. To nie ma znaczenia, czy by padał śnieg, czy by świeciło upalne słońce. Zarówno rankiem, jak i wieczorem albo południem byłoby po prostu idealnie.
Zaczęłam biegać po łące, a Kills biegł za mną. Położyłam się na trawie, a tam było pełno pięknych kwiatów, które ślicznie pachniały. Ta łąka naprawdę była piękna.Jednakże, robiło się dość późno i musiała wracać. Odprowadziła Kills do stajni i już miała opuszczać stadninę, gdy:
- Maja, zaczekaj! - rozległ się głos instruktora.
- Tak? - zapytałam z zaciekawieniem.
- Może byś zechciała przyjść do nas na gorącą czekoladę? Moja żona Marta chętnie ci ją ugotuję, ja na razie muszę pracować.
- Naprawdę? Dziekuję.
Ta propozycja bardzo mi się spodobało, ponieważ było mi strasznie zimno, a ja tak lubiłam gorącą czekoladę.
Nieopodal stadniny znajdował się mały domek, który należał właśnie do instruktora. Zapukałam do środka i otworzyła mi bardzo miła, młoda kobieta.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Cześć, możesz mi mówić po imieniu, jestem Marta. A ty to pewnie Maja, tak? - zapytała swoim ciepłym głosem.
- Tak, to... cześć Marta.
- Jutro masz u nas trzecią lekcję. Mój mąż opowiadał mi o tobie, że świetnie jeździsz, tak samo twoja przyjaciółka.
- Dziękuję - Marta wydawała mi się naprawdę bardzo miła.
Usiadłyśmy przy stole, a ona tym czasem robiła gorącą czekoladę.
- Marta, a jak myślisz? Czy jak ktoś ukończył jedenastą lekcję jazdy konnej, może wyjechać w teren?
- Raczej tak - odpowiedziała mi Marta. Chciałabym właśnie wyjechać kiedyś z Julią, a nie wiedziałam, ile czasu musi zająć. Byłam szczęśliwa, że nie dużo.
Rozmawiałyśmy razem w najlepsze, pijąc gorącą czekoladę.
- Szłaś teraz z Kills po łące, prawda? - zapytała mnie Marta, chcąc się dowiedzieć, jak mi minął dzień z końmi.
- Tak, naprawdę go lubię.
- Wszyscy co do nas przychodzą, uwielbiają jeździć na koniach właśnie po tej łące albo chociaż sobie po niej pochodzić. Jest taka piękna i zielona. Tylko wiesz, że nie można wychodzić za białe ogrodzenie, prawda?
- Tak, wiem, to nie jest już raczej teren stadniny. A mam takie pytanie... - zawahałam się, aby spytać, czy kiedykolwiek jakiś koń wyszedł poza ogrodzenie.
- Taak? - Marta najprawdopodobniej lubiła, jak się jej zadawało pytania.
- Czy to prawda, że... jakiś koń mógł jednak wyjść poza teren stadniny?
Marta nagle wstała od stołu, westchnęła, spojrzała na mnie i już wiedziałam, że wszystko mi powie.