W stajni było wiele pięknych koni. Z prawej strony znajdowały się klacze, a z lewej ogiery. Klacze były najczęściej kasztanowate, bułane i siwe, a ogiery gniade i łaciate. Mimo tych wielu ras i maści, uwagę skupiłam tylko na jednym koniu. Był na końcu stajni, w pierwszym rzędzie, posiadał gniadą maść i czarną grzywę. Był bardzo piękny, najpiękniejszy.
Od razu się do niego uśmiechnęłam i podeszłam bliżej niego. Na furtce przy nim było napisane złotymi literami "Kills", to jego imię.
Pogłaskałam go po grzywie i zapytałam się instruktora Macieja:
- Mogę na nim jeździć?
- Oczywiście. Chyba bardzo ci się spodobał? - zgadł i również się uśmiechnął do konia - To jest syn Saszy. Bardzo ją lubię, jeździ na niej...
- Moja przyjaciółka - odpowiedziałam, bo wiedziałam już to od dłuższego czasu.
- No, właśnie. Ma dziewczyna talent.
Postanowiłam, że będę jeździć od dzisiaj na Kills. Wyprowadziłam go ze stajni i przyszłam z nim na plac do jeżdżenia.
Słuchałam długo instruktora, który powtarzał, jak bardzo jest ważna wiara w siebie. Kiedy w końcu pierwszy raz usiadłam na koniu, poczułam się tak, jakby wszystkie moje marzenia i sny się nareszcie spełniły.
Na początku opanowałam pierwsze kroki i to, żeby powoli się utrzymywać na koniu. Oczywiście ważne było również prawidłowe siedzenie na koniu i trzymanie się za wodze.
Na pierwsze lekcje jazdy konnej musiałam się nauczyć wszystkich elementów siodła i uzdy oraz miałam ćwiczyć najpierw prosty chód, a potem dopiero kłus, aż w końcu wymarzony galop. Lecz do galopu jeszcze daleko, to dopiero pierwsza lekcja.
Po prostu zakochałam się w tym koniu. Kills jest naprawdę przyjaznym, miłym i mądrym koniem. Dlatego już z utęsknieniem patrzyłam na stadninę, kiedy musiałam niestety się oddalić, bo właśnie lekcja się skończyła.
Następnego dnia w pobliskim parku, ja i moja najlepsza przyjaciółka Julia (która jeździła na Saszy), skakałyśmy z radości, jak opowiedziałam jej o mojej pierwszej jeździe. Cieszyła się razem ze mną, od zawsze była moją zaufaną przyjaciółką.
- Ale fajnie, prawda? - powiedziała Julia - Nareszcie spełniłaś swoje największe marzenie!
- Ja też się bardzo cieszę. Ten sen nareszcie się spełnił!
Nagle Julia się zawahała i wytrzeszczyła oczy.
- Patrz, kto idzie... - powiedziała zrezygnowana.
Spojrzałam w kierunku wskazanym przez Julię. Szła tam, moja znienawidzona znajoma, która zawsze chciała być moją rywalką od czasów wczesnej podstawówki.
Nie chciałam nigdy z nią specjalnie rywalizować, chciałam ją z początku nawet polubić, ale moim zdaniem, ktoś taki nie nadaje się na przyjaciela.
- O, dziewczyny! - uśmiechnęła się z satysfakcją - Słyszałam, że obie chodzicie do tej stadniny...
- Magda, nie ma sensu się kłócić - odpowiedziałam. Miałam jej już naprawdę dość.
- Nie rozumiem was ani trochę! Jak można chodzić na lekcję jazdy konnej?!
- Normalnie - popierała mnie Julia - My po prostu kochamy konie, w przeciwieństwie do ciebie.
- Och... ty na zawsze pozostaniesz dzieckiem... - odparła Magda i westchnęła.
Oddaliła się, jak zwykle pozostawiając nas z wściekłością mieszającą się ze smutkiem w nieustającym tempie. Nigdy jej nie lubiłam, a teraz nie wiem, czemu ale stała się wredniejsza dla mnie niż zwykle.
Ale teraz mnie to nie obchodziło. Najważniejsze, że spełniłam swoje marzenie.
Następna lekcja również była świetna. Czekałam przez trzy dni, aby rozpocząć drugą lekcję. Fajnie, że mogę tak często jeździć na konie. Naprawdę jestem wdzięczna wszystkim, co mnie wspierali, że ten sen nareszcie stał się rzeczywistością.
Znowu dosiadłam Kills i również zaczęliśmy ćwiczyć prosty chód, dodatkowo miałam wykonać półsiad i zapamiętałam wszystkie elementy siodła i uzdy. To mi się przydało, ponieważ miałam sama zakładać siodło Kills i uzdę.
Poszłam przed jazdą również do sklepu, aby zaopatrzyć się w więcej rzeczy potrzebnych do jazdy konnej. Kupiła również koszulę z czarnymi końmi, jak i również dwie nowe pary bryczesów i palcat. Teraz zaczynała się moja przygoda z końmi, nareszcie mogłam zacząć się uczyć jeździć.
Po połowie godziny, zrobiłam sobie mały odpoczynek i zsiadłam z mojego Kills. Położyłam się na trawie, a instruktor Maciej powiedział, że za pięć minut będziemy dalej jeździć do końca lekcji.
Uznałam za dobry pomysł to, aby przejść i rozglądnąć się po stadninie. W stajni już byłam, więc chciałam zobaczyć łąkę oraz miejsce, gdzie za stajnią biegały konie. Poszłam więc przed siebie i starałam się iść bardzo szybko, ponieważ chciałam w jak najszybszym tempie to wszystko zobaczyć.
Konie były na wzgórzu, pokrytym zieloną trawą. Trochę mi zajęło, zanim weszłam na szczyt. Tam było naprawdę wiele koni. Biegały sobie po łące, ciesząc się swoim życiem. Nie były wiecznie zamknięte w stajni, mogły zawsze wyjść na świeże powietrze. Właśnie to była jedna z wielu rzeczy, która bardzo mi się spodobało w stadninie.
Przebiegła właśnie koło mnie pewna jasnokasztanowata klacz wraz z młodszym konikiem, który najprawdopodobniej był jej córką. Nigdy jeszcze nie miałam okazji tak blisko podejść małego konia, aby go dotknąć i do siebie przytulić. Wykorzystałam tą okazję i myślę, że na pewno mnie polubiły. Ciekawa byłam, jak mają na imię. Były takie słodkie i do siebie podobne.
Wspięłam się jeszcze bardziej wzdłuż wzgórza, aż natrafiłam na białe ogrodzenie, na którym napisane było "Horse, My Passión", czyli nazwa naszej stadniny. Oparłam się o mleczny płot i zobaczyłam, że za nim również znajdowała się łąka i jakaś dalsza, tajemnicza kraina. Nie wychodziły za nią konie, tutaj najprawdopodobniej właśnie kończył się teren naszej stadniny. Siwe i kasztanowe rumaki, biegały tylko po zielonej łące.
Nagle usłyszałam dość miły, lecz zaniepokojony głos:
- Maja!
To był pan Maciej. Wołał mnie, ponieważ musiałam zejść ze wzgórza, dalej ćwiczyć z Kills. Szybko zbiegłam w dół i przeprosiłam za to, że mnie nie było.
- Nic nie szkodzi - instruktor najwidoczniej mnie zrozumiał - To naturalne, że chcesz pooglądać konie. To takie piękne zwierzęta.
- A zna pan wszystkie konie w tej stadninie? - zapytałam zaciekawiona.
- Tak, jest tutaj ponad dwieście koni, ale myślę, że każdego znam.
Zrobiło to na mnie duże wrażenie. DWIEŚCIE koni...
- Ale przecież w tej stajni nie ma aż tylu koni - powiedziałam, nie rozumiejąc instruktora.
- Masz rację. Niektóre należą do innych stajen. Właśnie niektóre zakątki tej łąki prowadzą do prawie wszystkich stadnin tego miasta. Konie po prostu tędy idą. Żaden z nich jeszcze nie wyszedł za białe ogrodzenie. Prawie...
Pan Maciej się zawahał i chyba zrozumiał, że coś źle powiedział.
- Jak to PRAWIE? - spytałam zaskoczona.
Byłam ciekawa, o co w tym chodziło.
- Kills! - zawołał nagle pan - Maja, później ci opowiem. Teraz musimy dokończyć lekcję.
Mimo że jego głos brzmiał bardzo naturalnie, wyczułam, że chce odejść od tematu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz